Internautka opisuje sytuacje, która miała mieć miejsce w Dziwnowie. Dziś moja wiara w „fachową” i „profesjonalną” pomoc umarła – pisze.
Dziwnów. Godzina ok 19.15 na moich i męża oczach o wystającą kostkę brukową potyka się mężczyzna. Upada na twarz. Rozbija nos. Krew broczy z nosa i rany , którą zrobiły na nosie okulary. Podbiegłam z mężem, zaraz za nami lekarz, który porozumiewa się tylko po angielsku. Dobiega młoda dziewczyna również po KPP, podbiega mężczyzna z apteczką. Jako ratownik KPP przeprowadzam wywiad SAMPLE, wiem jak pan ma na imię, jak się nazywa, na co się leczy, gdzie mieszka. Pan oponuje, nie chce pomocy ZRM, mimo tamowania krwotoku krew dalej się leje. Pan prosi jednak o pomoc 112.
Przez telefon przedstawiam sytuację , zabezpieczamy poszkodowanego, po 15 minutach pojawia się ZRM bez jakichkolwiek sygnałów, wjeżdżając pod prąd . Olali to, co do nich mówię, choć mam dużo informacji, podchodzą do poszkodowanego pytając „Wsiadasz do karetki czy jedziemy do wytrzeźwiałki?”. Mąż trącając łokciem ratownika w odpowiedzi usłyszał „Jeszcze raz mnie dotkniesz a pożałujesz do końca życia”.(…)
Nie dziwcie się później, że ludzie boją się udzielać pierwszej pomocy. Ręce i skrzydła mi dziś opadły i płakać się chciało. W tym wszystkim był CZŁOWIEK.
Jedyne budujące było to, że mnóstwo przechodniów i osób przejeżdżających zatrzymało się, by zapytać, czy potrzebujemy pomocy – relacjonuje internautka.
Należy pamiętać, że jest to relacja jednostronna. Nie wiemy czy poszkodowany rzeczywiście był pod wpływem alkoholu, dlaczego mąż internautki trącał łokciem ratownika. Ratownicy nigdy nie wiedzą też z kim mają do czynienia, a dodatkowo obowiązują ich stosowne procedury.
Dodaj komentarz