Drobne naprawy domowe, złota rączka.

30 lat temu zatonął prom Jan Heweliusz


Dzisiejszej nocy minęło 30 lat od największej katastrofy morskiej w powojennej historii Polski. Prom Jan Heweliusz ostatecznie zatonął o godzinie 11, 14 stycznia 1993 roku.

Nasz portal i Morskie Centrum Nauki Dziwnów przedstawiają historię tragedii mf Jan Heweliusz.

Katastrofa promu Jan Heweliusz

Prom Heweliusz płynął ze Świnoujścia do Ystad. U wybrzeży niemieckiej Wyspy Rugia w prom uderza wiatr wiejący z prędkością 160 km/h, której nie obejmuje już Skala Beuforta. W skutek sztormu dokładnie o godz. 4.36 na statek zacza tonąć. Dotąd nie wydobyto wraku, który spoczywa na lewej burcie na głębokości 27 metrów.

Jak opowiadał potem jeden z marynarzy z promu MF Nieborów, tej nocy niebo chciało się połączyć z morzem – 6-metrowe fale, wicher dmący z prędkością 180 km/h oraz pył wodny powstający poprzez zrywanie grzbietów fal przez wiatr, pędziły na dziób jego statku, ograniczając widoczność do kilku metrów, kapitan zerwany ze snu kierował boso. Na bliźniaczym promie Heweliusza – Koperniku na przyrządzie do pomiaru siły wiatru skończyła się skala. Mimo to wszystkie promy wyszły tej nocy w morze, bo ruch był olbrzymi – następne TIRy już czekały na nabrzeżu na przeprawę do Szwecji. Ze względu na silny wiatr boczny wbrew zaleceniom załoga uruchomiła system kompensacji przechyłu (system ten przeznaczony jest do wyrównania obciążenia ładunkiem, i przed wyjściem w morze powinien był być dezaktywowany, gdyż nie jest w stanie z wyprzedzeniem reagować na nagłe zmiany przechyłu statku). W wyniku chwilowego zmniejszenia naporu wiatru statek zmienił kurs, przez co wiatr zamiast działać na zabalastowaną burtę działał na przeciwległą i dwie dotychczas równoważące się siły zostały zsumowane. Około godziny 4 potężny huragan uderzył w burtę statku. Prom zaczął się przechylać. Po tym jak mocowania się pozrywały i ciężarówki zaczęły się przemieszczać po pokładach i rozsypywać ładunki, nie było już ratunku. O godzinie 5:12 prom przewrócił się.

Prom miał wielokrotne awarie.

W sumie prom miał przed zatonięciem 28 wypadków: przechylał się na pełnym morzu, dwukrotnie przewracał się w porcie, zderzał z kutrami rybackimi, miał awarię silnika, a we wrześniu 1986 roku wybuchł na nim pożar. Armator Polskie Linie Oceaniczne wykonał nielegalny w prawie morskim remont i zalał spalony pokład betonem (potem stwierdzono że nielegalna wylewka betonu przeciążyła go o 115 ton i powiększyła problemy ze statecznością, które miał już od pierwszego rejsu ze względu na wadliwie zbudowaną nadbudówkę oraz wadliwy system balastowy).
W katastrofie zginęło 55 osób – 20 marynarzy i 35 pasażerów; uratowano 9 marynarzy. Liczba nieodnalezionych ciał według różnych źródeł waha się od 6 do 10. Prom przewoził 28 TIRów załadowanych m.in. papierem, meblami, magazynami erotycznymi, krzewami, plazmą krwi, cebulą, pustymi butelkami szklanymi, naczyniami, stalą, aluminium, szkłem, paletami, konserwami, odzieżą i ziarnem słonecznikowym.

Mimo że większość osób znajdujących się na pokładzie przeżyła katastrofę, część z nich zginęła z zimna, potęgowanego przez silny wiatr i wysokie fale zalewające wnętrza tratw (woda miała temperaturę 2 stopni Celsjusza). Do tego większość pasażerów była tylko w piżamach. Członkowie załogi posiadali specjalne ocieplane skafandry ratunkowe, ale nie wszyscy zdołali je zabrać z kajut. Dodatkowe ofiary zostały spowodowane przez błędy służb ratowniczych. Ratownicy z niemieckiego statku Arcona nie schodzili do rozbitków, ale jedynie spuścili im siatkę, po której mieli się wspiąć na pokład. Z kolei spuszczona ze śmigłowca lina z pasem zaczepiła o jedną z tratw i wywróciła ją do góry dnem.


Wrak osiadł na głębokości 27 m, 10 m poniżej minimalnego poziomu lustra wody. Jest często odwiedzany przez nurków. Pod wpływem ciężaru TIRów urwała się nadbudówka.
Ostatnim kapitanem statku był Andrzej Ułasiewicz, który zginął w czasie katastrofy.
Jako przyczynę wypadku Odwoławcza Izba Morska uznała zły stan techniczny statku i błędy kapitana (ta część orzeczenia budzi kontrowersje). Sprawa została skierowana do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu, który w marcu 2005 roku przyznał odszkodowania 4,6 tys. euro za straty moralne każdemu z jedenaściorga krewnych i członków rodzin ofiar katastrofy promu. Według Trybunału, Izby Morskie w Szczecinie i Gdyni nie rozpatrzyły sprawy zatonięcia promu w sposób bezstronny, m.in. pomijając materiał dowodowy oraz nie przesłuchując istotnych świadków, ten sam sędzia prowadził postępowanie śledcze, a następnie orzekał jako przewodniczący składu. Zdaniem Trybunału pogwałcona została jedna z zasad Europejskiej Konwencji Praw Człowieka.

Więcej na temat katastrofy promu Jan Heweliusz dowiesz się, odwiedzając Morskie Centrum Nauki w Dziwnowie, gdzie przygotowano specjalna wystawę poświęconą tej katastrofie.


Tragedia w minutach:
godz. 23.30 – wypłynięcie ze Świnoujścia
godz. 3.00 – na Bałtyku rozpoczyna się sztorm
godz. 4.00 – w prom uderzył huragan o prędkości 160 km/h
godz. 4.30 – prom zaczyna się przechylać, ogłoszono ewakuację
godz. 4.35 – przechył wynosi już 35 stopni
godz. 4.36 – statek wysyła pierwszy sygnał SOS i zaczyna tonąć
godz. 4.40 – przechył wynosi 70 stopni
godz. 5.10 – cisza w eterze
godz. 5.12 – statek przewraca się do góry dnem
godz. 11.00 – Heweliusz idzie na dno


Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *